Represjom poddano niektórych z sygnatariuszy, w odpowiedzi na podpis redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” zmniejszono nakład tego pisma z 40 do 30 tysięcy. Jednocześnie władze starały się podzielić sygnatariuszy, co z różnych przyczyn się powiodło: dziesięciu spośród nich (naukowcy) podpisali się pod listem do londyńskiego „Timesa” z protestem przeciw wykorzystaniu ich nazwisk w kampanii zwróconej przeciwko… Polsce.
Partia wam wszystko wybaczy,
smutek zamieni wam w śmiech,
potępcie list wasz, Gęgacze,
wyznajcie, że to był grzech!
ironizował Szpotański.
Przygotowano też „kontrlist”, potępiający List 34. Być może ciężej było niektórym odmówić podpisu pod tym „kontrlistem”, niż podpisać List 34 (kiedy nie spodziewano się represji) – niektórzy jednak, nawet należący do PZPR, odmawiali potępienia Listu 34. To niepokoiło rządzących może nawet bardziej, niż sam List 34.
Chory Leopold Infeld wysyła listy do sygnatariuszy – zostają one przechwycone przez SB…
Źródło: IPN BU 01820/5, t. 2